Szkoła Podstawowa nr 5 im. Mikołaja Kopernika w Łasku

I miejsce - Kacper Kinasiewicz kl. Vb

I miejsce w konkursie "Opowiem Ci o mojej przygodzie z ptakami"

Kacper Kinasiewicz V B

 

                Mam na imię Kacper i mieszkam w Łasku. Jestem typowym mieszczuchem, więc o zwierzętach, a tym bardziej o ptakach wiem tyle, co z lekcji, książek, internetu czy opowiadań. Więc tym bardziej chciałem opisać przygodę, która wydarzyła się w zeszłym roku

                Rzadko bywam na wsi, w lesie czy parku, więc bardzo mnie zaciekawiło, gdy mama powiedziała, że zamieszkają u nas ptaki. Lubię zwierzęta i zawsze jakieś towarzyszy mi w życiu, ale to są zwierzęta domowe, a tu tacy lokatorzy. Na balkonie, we wnęce przy słupkach założyła gniazdo ptasia rodzina. Dopytywałem się mamy, co to za ptaki, ale ona oświadczyła: "Będziesz miał zagadkę do rozwiązania". No i się zaczęło. Codziennie podglądałem gniazdo, aby zaobserwować wygląd ptaków, kolor por i zwyczaje. Po kilku dniach obserwacji stwierdziłem, że to chyba jaskółki. Miały ciemne, prawie czarne pióra, wyfruwały z gniazda przeważnie rano i wieczorem lub w pochmurny dzień i wydawały piskliwe odgłosy. Lecz rodzice stwierdzili, że to chyba pomyłka i poradzili mi, abym się trochę dokładniej im przyjrzał. I pewnego dnia nadarzyła się ku temu okazja.

                Nie wiem, czy pisałem, ale mam w domu kota, który wabi się Łatek. Łatek też z ogromnym zainteresowaniem obserwował gniazdo, chociaż z innych pobudek niż ja. Wspinał się na poręcz balkonu i próbował upolować ptaka. I pewnego dnia udało mu się pochwycić ptaszka, który próbował się dostać do gniazda. Na balkonie rozległ się przeraźliwy pisk. Wszyscy domownicy pobiegli pędem na balkon. Okazało się, że Łatek ma w pysku ptaka. Mama, czym prędzej wyciągnęła z pyszczka biedne stworzonko, wypędziła Łatka, a mi podała przerażoną ptaszynę do rąk ze słowami: "Masz swój eksponat, możesz teraz mu się dokładnie przyjrzeć". Bardzo delikatnie rozłożyliśmy mu skrzydła, aby zobaczyć czy są całe. Potem mama kazała podmuchać ptakowi w pióra na brzuchu, abym zobaczył czy nie ma ran - wszystko było w porządku. Bardzo się ucieszyłem, kiedy tata stwierdził, że ptakowi chyba nic nie jest. Z ulgą przyglądałem mu się dalej. Oglądałem jego pióra, były ciemnobrązowe, a nie czarne jak mi się wydawało. Nie miał nic białego - więc teza, że to jaskółka odpada. Miał wąskie, długie i zakrzywione skrzydła i krótki rozwidlony ogonek. Miał też bardzo ostre i chwytne pazurki, którymi kurczowo trzymał się mojego palca. W jego oczach można było zaobserwować wielki strach. A bicie jego małego serca dało się odczuć na mojej dłoni. Rodzice zaproponowali, abym posiedział w ciszy na balkonie z ptaszkiem z rozłożonymi dłońmi, a gdy ptak ochłonie i będzie na siłach, to odfrunie. Tak też się stało. Po niespełna pół godzinie ptak odfrunął. Mama poradziła mi, abym obserwował nadal gniazdo, czy nadal fruwają i co u nich słychać. Przyglądałem się gniazdu przez cały dzień z wielkim niepokojem, zastanawiając się, czy wszystko w porządku z naszym ptaszkiem. Kiedy następnego ranka usłyszałem charakterystyczny pisk pod balkonem, szybko wybiegłem, aby sprawdzić czy u naszych ptaszków wszystko gra. Bardzo byłem zadowolony, gdy zobaczyłem jak dwa ptaki wyfruwają z gniazda.

                Jeszcze tego samego dnia usiadłem do komputera, aby spradzić, co to za ptaki: znalazłem - to jerzyki. Małe ptaki, które przylatują do nas w maju i są bardzo pożyteczne, bo zjadają owady. Obserwowałem je cały dzień i podziwiałem ich umiejętności "lotnicze", jak niestrudzenie przemierzają podniebne przestworza. Wspaniale potrafią z duża prędkością wycelować w szparę, w której jest gniazdo i nic im się nie stanie. Rodzice oznajmili, że kiedyś tych ptaków było u nas więcej, lecz ludzie sami ograniczyli ich populacje, uniemożliwiając im założenie gniazd. Jednym przeszkadzały pióra i słoma, innym odchody i poutykali wszelkie szczeliny, apotem się dziwimy, że jest tyle much, komarów i innych owadów. Poprosiłem rodziców, aby zostawili ich gniazdo. I tak jerzyki zostały z nami przez całe lato. Jesienią odleciały. Późną wiosną znów z utęsknieniem spoglądałem w niebo czy powrócą nasi skrzydlaci lokatorzy. Bardzo polubiłem jerzyki, bo ich przyloty kojarzą mi się ze zbliżającymi się wakacjami, natomiast  gdy,  odlatują czuję nadchodący nieubłaganie koniec letniej laby. Któregoś słonecznego poranka usłyszałem na balkonie piski, szybko wybiegłem z okrzykiem na balkon - "Wróciły, Jerzyki wróciły!". Ptaki szybko zabrały się do porządkowania gniazda. Następnego ranka mama zawołała mnie na balkon ze słowami: "Ptakom się chyba u nas spodobało, bo teraz mamy już dwa gniazda" i wszyscy wybuchli śmiechem. I tak mamy na balkonie mały hotelik.

                Bardzo się cieszę, że mamy takich skrzydlatych przyjaciół. Może teraz trzeba częściej myć balkon - ale warto, naprawdę warto. Żal mi tylko, że nie wszyscy ludzie tak myślą. W przyrodzie potrzebna jest równowaga i trzeba wszystkim dawać szansę. Cieszę się, że mam to szczęście i mogę codziennie słuchać odgłosów ptaków, bo w niektórych miejscach przyroda nie występuje już w stanie ożywionym.